Chwytem dość powszechnie stosowanym we wszelkiego rodzaju dyskusjach, gdzie chodzi nie o prawdę i słuszność, lecz o bezpośredni efekt, jest operowanie przez nieuczciwego dyskutanta argumentami, które wykorzystują nieznajomość rzeczy, niewiedzę osoby przekonywanej. Jeżeli wychwalamy jakąś podejrzaną postać i uzasadniamy, że należy do niej mieć bezwzględnie zaufanie, chociaż wiemy, że tak nie jest w rzeczywistości, bo sami znamy fakty, które zadają kłam naszym słowom, operujemy argumentem zwanym ad ignorantiam, apelującym do niewiedzy. Wynalazca-oszust, który przekonuje naiwnych, że wynalazł perpetuum mobile ? wykorzystuje ich niewiedzę.
Może się zdarzyć oczywiście nieświadome wyzyskanie niewiedzy. To już inna sprawa. Chodzi nam w tym wypadku o świadome argumentowanie ad hominem na podstawie znajomości osoby przekonywanej i pewności, że nie zna ona pewnych spraw i będzie nam wierzyć, bo zostaną odpowiednio użyte inne argumenty, np. związane z sytuacją nęcącą. Tak niekiedy odbywa się sprzedaż bezwartościowych urządzeń, kiedy sprzedawca wykorzystuje nieświadomość nabywcy, że sprzęt jest bezwartościowym szmelcem. ?Organizatorzy” starej emigracji, namawiający polskich chłopów do wyjazdu do Ameryki Południowej, wykorzystywali ich niewiedzę, a w dodatku mówili o niezmierzonych obszarach bezpańskiej ziemi ? tylko brać i uprawiać. Uczony ?podsuwający” swemu konkurentowi interesujący temat, wykorzystuje jego niewiedzę, że taka praca już się ukazała itp.
Argument ad ignorantiam odnosić się może do spraw, które były omówione w poprzednich rozdziałach, a więc prawdy, prawdopodobieństwa i słuszności. Ale nie tylko do tych problemów. Dyskutant nie mający skrupułów potrafi wykorzystać nieznajomość praw wynikania logicznego, sposobów dyskutowania, reguł związanych z ciężarem dowodu itp. W związku z tym powracamy do postulatu, by skrupulatnie poddać się wymaganiom racji dostatecznej, możliwie wszechstronnie sprawdzać argumentację, a w razie wątpliwości odwoływać się do rzeczoznawcy, osób godnych zaufania, źródeł wiarygodnych.