Charles de Coster (1827?1879) opisując przygody Dyla Sowizdrzała m.in. opowiada, jak kupował on na jarmarku konia. Otóż wierzchowiec wart był 50 talarów. Wobec czego Dyl dał handlarzowi połowę należności i powiedział: ?25 talarów będę ci winien”. Po pewnym czasie handlarz, który nie otrzymał należnej mu sumy, podał Dyla do sądu. W sądzie Sowizdrzał tłumaczył się, że nie wspominał o oddaniu pieniędzy, bo powiedział handlarzowi ?będę ci winien 25 talarów”. I wobec tego za zgodą handlarza jest mu dotąd winien.
Mamy tu przykład ?ścisłego” trzymania się słów. Podobną dosłowną interpretację zakazu ?Nie wolno zrywać kwiatów” stosowała mamusia, która twierdziła, że jej synek wcale nie łamie go, ponieważ kwiatów nie zrywa, tylko wyciąga z korzeniami.
Zauważmy, że dosłowna interpretacja wyrwanych z kontekstu zdań czy pojedynczych słów pozwala na stosowanie taktyki, polegającej na tzw. ?czepianiu się słów”. ?Całe miasto płacze, płaczą mury…” ? powiada ktoś używając przenośni. ?Mury nie mogą płakać, miasto też” -? odpowiedziałby przeciwnik, stosując chwyt za słowo.
Do interpretacji słów zaliczymy tzw. argumenty etymologiczne, sięgające do pochodzenia danego terminu.
Pewien lekarz, który pokazywał wiejską izbę porodową, wyposażoną więcej niż skromnie, bo w jedno łóżko, ale za to zaopatrzoną w pokaźną tabliczkę z napisem ?Klinika”, argumentował: ?Dziwicie się, że to jest klinika? To chyba nie wiecie, że po grecku ?kline? znaczy łóżko. Jest łóżko? Jest. A więc można to nazwać kliniką”.
Oto ktoś nazwał niesolidnego rzemieślnika partaczem. Wytrawny interpretator powie, że nic w tym nie ma obraźliwego. Przecież partacz pochodzi od łacińskiego wyrażenia a parte fraternitatis ? co dosłownie znaczy ?poza cechem”. Partaczem nazywano po prostu rzemieślnika, który nie należał do cechu, a jak podaje historia od końca XV wieku na skutek zamykania dostępu do cechów dużo było takich, którzy nie mieli za sobą tytułu majstra cechowego, a robili lepiej i taniej od członków cechu.
Obok argumentu etymologicznego (etymon znaczy po grecku prawdziwe, istotne znaczenie, logos ? słowo) a więc argumentu opierającego się o prawdziwe słowa, który z reguły przypomina stare chwyty sofistyczne, mamy pseudoetymologiczne. Punktem wyjścia takiego argumentu nie jest prawidłowa etymologia, lecz naciągana, wymyślona, niekiedy sprecyzowana w jakichś określonych celach. Przed wojną szowiniści, chcąc wywołać nieporozumienia między Polakami a Litwinami, a przede wszystkim, żeby podsycić nieprzyjazne uczucia, wywodzili pochodzenie słowa ?Lenkas” ? co znaczy ?Polak” od okrzyku, jaki wydawali wojownicy polscy w walce: lękam się. Ponieważ litewski nie ma ?ę”, stąd niby właśnie ?Lenkas”.
Dużo miejsca poświęciliśmy interpretacji słów, ponieważ ma ona za sobą dużą tradycję. Na szukaniu możliwości rozmaitego rozumienia słów, sformułowań itp. opierała się kazuistyka. Termin ?kazuistyka” pochodzi od łacińskiego casus, co znaczy ?przypadek”*.
a używany jest jako nazwa poszukiwań związku pomiędzy jakąś sformułowaną regułą ogólną a wypadkiem szczegółowym. W średnich wiekach sądy kościelne rozstrzygały na przykład, czy dany fakt jest przestępstwem w odniesieniu do pewnych praw i zasad. Dajmy na to orzekano, czy jakieś konkretne małżeństwo zawarte pomiędzy osobami spokrewnionymi jest już kazirodztwem, czy jeszcze nie. Z kazuistyką spotykamy się na terenie niemal wszystkich religii. Na terenie teologii kazuistyka zajmowała się i jeszcze teraz zajmuje się tym, co jest grzechem, a co nim nie jest. Kazuistami byli rabini wyrokujący, kiedy następuje złamanie przepisów talmudycznych, a kiedy nie następuje i jak trzeba postąpić, by ich nie złamać, a po prostu ominąć. Niegdyś zastanawiano się z tego punktu widzenia, czy przyjęcie lewatywy jest złamaniem ścisłego postu. Kazuiści m.in. doszli do wniosku, że ponieważ kościół katolicki nie chce rozlewu krwi, heretyków skazywanych na śmierć należy nie ścinać, lecz palić na stosie.
I dziś spotykamy się jeszcze z kazuistami, którzy umieją na przykład łamać praworządność, odpowiednio interpretując zarządzenia o walce z nadużyciami, dla których nawet prawo jest giętkie, ponieważ potrafią tłumaczyć je na swoją korzyść, nawet trzymając się paragrafów, w myśl zasady, że a verbis legis non est recendum ? należy się trzymać słów ustawy.
Od interpretacji słów przejdziemy teraz do interpretacji rzeczywistości. Otóż ten sam fakt może być różnie tłumaczony, w zależności od intencji dyskutanta. Gdy ktoś twierdzi w dyskusji, że przyrost naturalny w Polsce ostatnio zmalał, dlatego że ludność Polski zbiedniała i nie może sobie pozwolić na wychowanie licznego potomstwa, interpretuje pewne zjawiska w sposób dla nas nieprzychylny. Inny przyczynę będzie widział we wzroście dobrobytu, ponieważ kraje stojące na wyższym stopniu kultury i cywilizacji mają niższy przyrost naturalny. W tym wypadku wiemy, że słuszna jest druga interpretacja. Ale często zdarza się, że niezgodne interpretacje wydają się jednakowo uzasadnione. Oto na przykład pewien wybitny autor odmawia przyjęcia zaproszenia do jury powołanego w związku z konkursem literackim. Jak tłumaczyć tę odmowę? Czy autor nie chce mieć nic wspólnego z konkursem, czy chce wziąć udział w konkursie, czego nie mógłby zrobić zasiadając w sądzie konkursowym? Jak jest w rzeczywistości ? wie tylko on sam. W wypadku takim dyskutanci stojący na dwóch odmiennych stanowiskach i rozporządzający argumentami równej wagi, powinni ogłosić spór nierozstrzygniętym i powstrzymać się od przyznawania sobie racji.
Uwagi o interpretacji kończymy zaleceniem, by każdy adept sztuki przekonywania ćwiczył się w umiejętności oświetlania spraw z różnych stron, w wykrywaniu obusieczności argumentów i w konstruowaniu na tej zasadzie kontrargumentów. Interpretacja bowiem jest bardzo często spotykanym elementem taktycznym, z którym mamy do czynienia w każdej dyskusji.