Włosi powiadają, że traduttori-tradittori, to znaczy: tłumacze są zdrajcami. Jeżeli tego rodzaju drastyczne sformułowanie potraktujemy nie dosłownie, lecz jako sygnał ostrzegawczy, w dyskusjach zwrócimy uwagę na:
- możliwość wypaczenia myśli osób dyskutujących za pośrednictwem tłumacza. W takim wypadku lepiej upewnić się, czy rzeczywiście uczestnik posługujący się niezrozumiałym dla nas językiem wygłosił jakąś tezę, z którą się nie zgadzamy, niż od razu rozpoczynać atak i kontrargumentację;
- możliwość zmiany trudnej myśli przy próbie przełożenia na język potoczny i uczynienia jej łatwo zrozumiałą. Popularyzacja nie jest sprawą łatwą i grozi mniejszym lub większym wypaczeniem, jeżeli nie całkowitym odejściem od oryginału;
- konieczność zachowania ostrożności przy streszczaniu, zmienianiu sformułowań, parafrazowaniu poglądów zwłaszcza przeciwników itp. Jeżeli zachodzi potrzeba, niech będą zrobione uczciwie i w taki sposób, w jaki dokonałby sam autor dyskutowanego sądu.
Na międzynarodowych konferencjach politycznych bywa czasami stosowany następujący zabieg, zapobiegający ewentualnym nieporozumieniom. Polityk, który zabiera głos i chce koncepcji przeciwnika przeciwstawić własny punkt widzenia, uzasadniając, że ma on więcej stron pozytywnych, musi przedtem dokładnie zreferować stanowisko przeciwne. Co więcej ? obowiązkiem jego jest tak wierne przedstawienie zwalczanego stanowiska, by adwersarz nie wahał się z przyjęciem go za swoje. Dopóki przeciwnik nie zaakceptuje swego stanowiska referowanego przez przemawiającego polityka, dopóty nie może on przystąpić do części polemicznej. Nie da się chyba skutecznie zwalczać czegoś, o czym mamy dość mętne pojęcie.