SOFISTYKA

Gorgiasz z Leontinoi żyjący w V?IV w. p.n.e. był podobno wielkim czarodziejem słowa, podejmującym się przekonania słuchaczy o słuszności każdego stano­wiska. Umiał stwarzać złudzenia, udawadniał, że białe jest czarne, a czarne białe. Przemawiał i uczył przema­wiać w sposób niezwykły ? lubił zaskakiwać paradok­sami, szokować niecodziennymi zwrotami, które prze­szły do historii jako ?zwroty Gorgiaszowe”. Wpraw­dzie pisma jego w większości zaginęły, ale w dialo­gach platońskich znaleźć można ślady poglądów tego mistrza. Oto pochwała sztuki przekonywania, którą Gorgiasz kieruje do Sokratesa:

?Powiem ci coś, co o tym (tzn. o sile tkwiącej w wy­mowie ? T. P.) znakomicie świadczy. Bo jak już nie­raz bywało, z bratem albo z innym jakim lekarzem przyszedłem do kogoś chorego, który nie chciał albo mikstury pić, albo pozwolić lekarzowi, żeby mu coś uciął albo wypalił, i kiedy lekarz nie mógł go nakłonić, ja go, bywało, nakłoniłem; nie za pomocą innej sztuki, tylko z pomocą wymowy. A powiadam, że i do państwa, jakiego chcesz, jeśliby przyszedł mówca i lekarz, to, gdyby trzeba było rozprawić się w przemówieniach na zgromadzeniu ludowym, czy w innym jakim ze­braniu, kogo należy wybrać na lekarza, to lekarz zgo­ła by się nie wydał, a wybrany by został ten, co mówić umie, gdyby tylko chciał. I gdyby współzawodniczyć umiał z innym jakimkolwiek fachowcem, to żeby sa­memu zostać wybranym, mówca łatwiej do tego do­prowadzi, niż ktokolwiek inny. Bo nie ma tematu, na który by nie umiał bardziej przekonywająco mówić mówca, niż jakikolwiek inny fachowiec, wobec tłumu.

Otóż tak wielka i taka jest moc tej sztuki. A tylko trzeba, Sokratesie, posługiwać się wymową, jak każdą inną sztuką zapaśniczą. Przecież i innej wszelkiej sztu­ki zapaśniczej nie powinno się zaraz przeciwko wszystkim ludziom stosować dlatego, że się ktoś na­uczył bić na pięści i chodzić za pasy, i walczyć w zbroi

tak, że mocniejszy jest od przyjaciół i od nieprzyja­ciół. Dlatego jeszcze nie należy przyjaciół bić i kłuć, i mordować. Ani też, na Zeusa, jeśliby ktoś do szkoły gimnastycznej był chodził, rozwinął się fizycznie i wyszedł na mistrza w walce na kułaki, a potem by ojca bił i matkę albo kogo innego z krewnych, czy z przyjaciół, toż z tego powodu nie należy nauczycieli gimnastyki ani tych, którzy uczą walki w pełnej zbroi, nienawidzieć ani ich z miasta na wygnanie skazywać. Bo tamci mu swoją sztukę dali na to, żeby jej spra­wiedliwie używał przeciwko nieprzyjaciołom i zbrod­niarzom: do obrony, a nie do zaczepki (…)

Otóż tak samo ma się rzecz z wymową. Bo mówca potrafi wprawdzie przed wszystkimi i o wszystkich mówić tak, że będzie zawsze miał tłum po swojej stronie; krótko mówiąc: w każdej sprawie, w której tylko zechce; ale z tego powodu zgoła nie musi zaraz lekarzom sławy zabierać ? dlatego tylko, że potrafi tego dokonać ? ani innym fachowcom, ale sprawiedli­wie posługiwać się wymową, podobnie jak i zapaśnictwem” (Goriusz Platona, XI).

Niestety, Gorgiasz podobno nie stosował w życiu za­sad, które włożył w jego usta Platon. Uważał on bo­wiem, że mówca-retor powinien mieć zdolności, które dzisiaj nazwalibyśmy artystycznymi. Dobry aktor po­doba się widzom, dobry mówca ? swoim słuchaczom. Aktor udaje, że przeżywa losy odtwarzanej postaci, a mówca przekonywający innych sam nie jest prze­konany o słuszności czy o prawdzie tego, co głosi.

Od Gorgiasza wywodzi się ów rodzaj wędrownych filozofów, którzy za pieniądze uczyli umiejętności przekonywania. Byli to zawodowi żonglerzy słowa, wprawiający w podziw swoim opanowaniem języka, zapaśnicy obezwładniający każdego przeciwnika, akrobaci wyczyniający niesłychane łamańce myślowe.

Miano filozofa-miłośnika mądrości wydawało się im przesadnie skromne i tytułowali siebie mędrcami ? sofoi. Ironia losu sprawiła, że dziś znamy ich nie jako mędrców, ale sofistów, i nie cenimy ich zbyt wysoko. Może nawet nasza opinia o nich jest krzywdząca, gdyż pracującym sofistom zaczęli ją urabiać filozofowie- -arystokraci, nie potrzebujący zarabiać na życie.

Czytelników naszych zafrapowała niewątpliwie wzmianka, że sofiści podejmowali się za dobrą opłatą udowodnienia każdej tezy. Jak na przykład przedsta­wiał się wywód, że nie ma różnicy pomiędzy białym i czarnym? Sofista powiadał tak: Oto biały pies i czar­ny pies. Czy to są psy? Oczywiście, że to są dwa psy. Oto biały koń i. czarny koń. Czy to są konie? Oczy­wiście, że to są dwa konie. Pokazywał jeszcze kota, barana i inne zwierzęta stwierdzając, że czarne i białe są tymi samymi zwierzętami. Wobec tego nie ma róż­nicy między czarnym i białym i czarne jest białe. Na takie wywody dziś spoglądamy z rozczarowaniem. I to ma być dowód, że czarne jest białe, a białe czarne? Ma się rozumieć, że to są dość prymitywne sztuczki, ale nie wymagajmy od razu cudu. Bo przypominać będziemy owego widza na występie prestidigitatora, który w pewnym momencie zawołał: Panie, widzia­łem, jak pan to jajko wyciągnął z kieszeni! Na co sztukmistrz odpowiedział z zimną krwią: A co pan myślał? Że mi jajko z nieba spadnie? Sofista dorzu­ciłby jeszcze: Nie podobają się panu moje wywody? A wie pan, ile lat dzieli moją epokę od pańskich cza­sów?

Świadomość tego, że wywody tego typu są igraszką słowną, panowała niewątpliwie wśród ludzi światłych, współczesnych sofistom. Eurypides (480?406 p.n.e.) mawiał ustami bohaterów swych dramatów, że sofiści mają dwa języki ? jednym z nich mówią prawdę, a drugim ? co się im stosownie do okoliczności wy­daje przydatne i robią z czarnego białe. Niemniej wielki dramaturg zna potęgę wymowy i wie, że może dokonać tego, czego nie jest w stanie dokonać nawet żelazo.

Ród sofistów wygasł przed wiekami w starożytnej Grecji. Ich umiejętności jednak nie zaginęły ? kon­tynuowali je retorowie i filozofowie, należący do roz­maitych szkół i kierunków.

Both comments and pings are currently closed.

Comments are closed.