W wypadku równej wagi argumentów i kontrargumentów, rozstrzygnięcie sporu nierzadko powierza się przypadkowi. Dzieje się tak zazwyczaj w sporach poprzedzających powzięcie decyzji, na przykład: pójść na zabawę do znajomych czy na bal, kupić pralkę czy lodówkę, wybrać się na wczasy nad morze czy w góry. Gdy wszelkie argumentowanie ?za i przeciw” każdej z propozycji zawiodą, gdy przechylamy się do środkowej pozycji naszej skali aprobaty i dezaprobaty, losowi szczęścia powierzymy dostarczenie ?ciężaru”, przeważającego szalę argumentów ? orzeł czy reszka, która zapałka krótsza? w której ręce mam kamyk? itp.
Stosunkowo niedawno w oparciu o ślepy los decydowano o życiu i śmierci. Średniowieczne sądy boże, tzw. ordalia, w wypadku oskarżenia o czary wyrokowały nie na podstawie rzeczowych argumentów, ale rezultatów próby wody lub ognia. Jeżeli oskarżony nie tonął ? winny był czarów, bo siła nieczysta pomagała mu utrzymać się na powierzchni. I dlatego bywał skazywany na śmierć. Podobnie jeżeli nie imał się go ogień. Ale niestety najczęściej oskarżony szedł na dno, palił się żywcem, mimo że to oczyszczało go od zarzutu. Znamy popularne pojedynki rycerskie, gdzie argumentem o słuszności jednej ze stron było zwycięstwo. Jeszcze do 1918 r. w prawie angielskim stosowano tzw. apellum ? skargę kogoś poszkodowanego lub najbliższej rodziny poszkodowanego, którą można było rozstrzygnąć pojedynkiem. Ten miał rację, kto pojedynek wygrał, a pokonany przeciwnik, jeśli w nim nie zginął, szedł na śmierć.
W podobny sposób szukał decydującego argumentu król Makassaru na Celebesie, który znudzony bałwochwalstwem, chciał przejść na chrześcijaństwo albo na mahometanizm. Postanowił on, że tej religii da pierwszeństwo, której przedstawiciele przybędą pierwsi na wyspę. Ponieważ przypłynęli pierwsi mahometanie ? przyjął mahometanizm.