Otrzymaliśmy w spadku po naszych przekonywających się przodkach rozliczne formy dyskusji. Niektóre z nich przetrwały do dziś i są nadal uprawiane, dalej rozwijane, inne zostały zarzucone. Do tych form zaniedbanych należy spór wojowniczy, uprawiany niegdyś z takim zapałem przez filozofów ze szkoły megarejskiej, sofistów, dialektyków i retorów starożytnych.
Na pytanie, czy spór wojowniczy należy odsądzić od czci i wiary, Tadeusz Kotarbiński odpowiada w rozprawie O sposobach prowadzenia sporów przecząco i pogląd swój uzasadnia w sposób następujący: ?Trzeba go tylko oswoić, uspołecznić, sprowadzić do granic uczciwości, a zrobi się z niego cenna forma obcowania. I podobnie jak dziedzictwem turniejów jest gimnastyka, szermierka, tak też i spór wojowniczy może się stać pięknym sportem ćwiczebnym. Usuńmy z niego niesmaczne elementy, ale zostawmy jedno: prawo operowania pozorem słuszności, jak gdyby dobrą monetą, pod warunkiem, iżby wiadomo było przed rozpoczęciem sporu, że wolno niepostrzeżenie używać paralogizmów. Dodajmy wspólną analizę końcową, w której razem się rozważy, kto, gdzie, kogo i jak wywiódł w pole, ot tak, jak się rozważa podstępy gry szachowej, a otrzymamy formę sporu ćwiczebną, równouprawnioną z ćwiczebnym sporem dociekliwym i mającą również swoiste zalety. Polegają one na tym, że się przeciwnikowi stawia większe trudności do zwalczania, a więc surowszej próbie poddaje się jego czujność. Dobrze jest ćwiczyć się potrosze w sztuce wyprowadzania w pole na żarty, aby potem kto inny nie zdołał nas wywieść w pole na serio. Ze wzgardzonego, scholastycznego stylu życia warto by wznowić niejedno. Przydałyby się i spory ćwiczebne. Może by ludzie wtedy zaczęli jakoś umiejętniej dyskutować, może by się nauczyli jakoś na nowo mówić”.